Menu

Pokój • Emma Donoghue


     O „Pokoju” Emmy Donoghue, jak to nierzadko bywa, dowiedziałam się dzięki nominowanej do Oskarów ekranizacji. Traumatyczne przeżycia porwanej kobiety i jej pięcioletniego synka zapowiadały się na naprawdę ciekawą, przejmującą i zapadającą w pamięć historię, która podobnież wstrząsnęła niejednym czytelnikiem. 

     Wielki, ważny dzień. Piąte urodziny. Właśnie w tym momencie wchodzimy do pomieszczenia, które dla dwudziestosześcioletniej Mamy i małego Jacka jest, i to dosłownie, całym światem. Chłopiec oprowadza nas po wszystkich zakamarkach niewielkiego pokoju i z dziecięcą fascynacją stara się wyjaśnić funkcjonowanie poszczególnych przedmiotów, przyzwyczajeń i codziennych rytuałów tej dwójki. Z ust kilkuletniego dziecka dowiadujemy się, kim jest Stary Nick, na czym polega Niedzielna Rozpusta i tego, jak bardzo normalne jest to, że Pokój to dryfujące gdzieś w odmętach kosmosu, jedyne w całym wszechświecie pomieszczenie, w którym żyją prawdziwi ludzie. Tacy jak Jack i Mama. 

     Perspektywa, na którą zdecydowała się pisarka, jest czymś oryginalnym, dla wielu na pewno fascynującym, jednak według mnie niesamowicie zaszkodziła całej powieści. Po pierwsze, zamiast szokującej i ciężkiej mentalnie przeprawy przez traumatyczne doświadczenia młodej, porwanej kobiety, otrzymujemy tu adekwatny do wieku narratora, czyli de facto infantylny opis rzeczywistości, której chłopiec tak naprawdę w ogóle nie zna. Zamiast jakiejkolwiek specyfikacji problemów, z którymi boryka się matka (porwana, gwałcona, przetrzymywana i wychowująca dziecko oprawcy, kobieta), jako czytelnicy mierzymy się z problemami pokroju: „jakimi zabawkami powinienem się dziś pobawić?". 

     Ponadto mamy tu do czynienia z adekwatnym do wieku Jacka językiem i stylem wypowiedzi, jakimi napisana jest cała książka. Oczywiście nie można oczekiwać, że pięcioletni narrator zachwyci nas kwiecistymi opisami i monologowymi refleksjami na temat tego, jak wygląda jego życie w zamknięciu. Sposób, w jaki wypowiada się chłopiec, jest odpowiedni dla jego poziomu wiedzy i wieku, co niewątpliwie nadaje całej historii realizmu i autentyczności, ale jednocześnie nie zmienia faktu, że utrudnia proces czytania i wręcz uniemożliwia czerpanie z tego jakiejkolwiek przyjemności. 

     Mimo wszystko ciekawym było poznawanie sposobów i kroków, jakich podejmowała się młoda matka, aby wbrew sytuacji, w jakiej się znajdują, dobrze wychować swoje dziecko. W opisie codziennych rytuałów, w grach i zabawach, można było dostrzec tę matczyną miłość i troskę o dobrostan chłopca, co choć w małym stopniu wzbudzało we mnie ciepłe, ale niestety również i jedyne emocje dla bohaterki. Poza tym miałam wrażenie jakoby była to postać z tła, mało ważna, a momentami wręcz epizodyczna. Od początku, aż do samego końca — pięcioletni i rozumiejący bardzo niewiele — Jack i jego myśli, są wszystkim, co dostarcza nam lektura. 

     Trzeba przyznać, że sama fabuła i pomysł niewątpliwie stanowią ogromne zalety tej pozycji, ale z przykrością muszę stwierdzić, że jednocześnie jedyne. Według mnie jest to przykład zmarnowania niesamowitego potencjału. 

     Lektura jest bardzo specyficzna i prawdopodobnie jest to główny powód, dla którego ma tak wielu zwolenników i dobre recenzje. Jednakże w moim odczuciu, autorka zamiast naprawdę poruszającej, wzruszającej i zapadającej w pamięć opowieści, którą mogłaby przedstawić nam decydując się na, na przykład, narrację głosem matki, serwuje infantylną papkę nieświadomego i bardzo ograniczonego w wielu kwestiach młodzika. A szkoda. 

★★★☆☆☆☆☆☆☆
„Pokój” - Emma Donoghue • 408 stron • wydawnictwo Sonia Draga
Share:

Popularne wpisy

zBLOGowani.pl

Copyright © Pokulturzony | Powered by Blogger

Design by Anders Norén | Blogger Theme by NewBloggerThemes.com